W dniu ciężkiej próby

Duszą mą miota
   - boleść, rozpacz, trwoga!
Wśród tej męczarni,
   tej serca katuszy,
Zwracam swe oczy
   zaszłe łzą do Boga
   z wołaniem duszy.
- Ty, coś mię stworzył,
   coś mi dał istnienie,
Który me losy trzymasz
   w Bożej dłoni,
Pośród burz życia,
   usłysz to westchnienie
   i ratuj z toni
Potopu mej nędzy,
   moich nieprawości
Zalewa zda się
   całe me istnienie,

Szarpie się strasznie
   pośród tych ciemności,
   moje sumienie.
Ciągła myśl wraca,
   żeś już moją duszę
Wykreśliłeś z ksiąg twych;
   łaski i miłości,
Że odrzucona - żyć bez Ciebie muszę
   przez ciąg wieczności.
Myśli bluźniercze
   jako wstrętne gady,
Cisną mi rozum
   pełzają w mą duszę,
Tem przekonaniem,
   że już nie ma rady,
   że zginąć muszę.
W duszy nie czuję
   nadziei i wiary
Nie w skrzepłem serce
   zarzewia miłości,
Tylko straszliwy
   ogrom Twojej kary
   i mej podłości.
Jedna myśl tylko
   łagodzi ból srogi
I krzepi duszę 
   złamaną cierpieniem,
Że się zwać mogę
   Stworzycielu drogi
   twojem stworzeniem...
Więc choć na wieki
   będę odrzucona
Od Twej miłości
   w piekielne otchłanie...
Choć serce moje
   z tej boleści kona...
   Jam twoja, Panie!!!

Warszawa, 14.08.1925 r.