Wiersz wywołany z głębi duszy powrotem prochów Juliusza Słowackiego na ziemię ojczystą


Juliusz Słowacki
   - Król ducha i słowa,
Wrócił z wygnania
   do ojczystej ziemi,
Wrócił do swoich -
   Ach, czy jest wymowa,
Która by mogła
   słowy ognistemi
Wyrazić wielkość
   tej doniosłej chwili - 
Kiedy przy prochach wielkiego Geniusza
Cały dziś Naród kornie głowę chyli,
Najgłębsze strony serca swego wzrusza.

Matka Ojczyzna już bez pęt niewoli
Dostojnie wita prochy swego Syna,
Który potrafił kochać ją w złej doli
I przepowiedział, że przyjdzie godzina
Kiedy z jej dłoni opadną kajdany,
A ona wtenczas - wolna i wspaniała,
Dźwignięta cudem przez Pana nad Pany,
Będzie narodom znowu przodowała.

***
Juliuszu, czy Ty z niebieskiej krainy
Widzisz jak proch Twój Matka Ziemia wita?
W jakie Twój zewłok ubiera wawrzyny,
Czy Ty to widzisz? Duch mój Ciebie pyta,
Czy Ci to daje w Twej niebieskiej chwale
Zadowolenie, że Cię tak uczczono,
Czy to przeważa Twego szczęścia szalę,
Czy Cię to nową ozdobi koroną?

Pytam? I czekam tu przy zwłokach Twoich
Twej odpowiedzi na moje pytanie
W głębi mej duszy, w głębi myśli moich
Odpowiedz Wieszczu na moje wezwanie.
Bo Cię zaklinam tą potęgą słowa!
Tą myślą twórczą, która w Tobie żyła?
Czy dziś przybyła do Twej chwały nowa
Kropla, która by Twe szczęście zwiększyła?


***
Staję posłuszny na twoje wezwanie
Boś mię zaklęła, tak wielkiemi słowy!
Że odpowiedzieć muszę na pytanie,
I do rozprawy z tobą jam gotowy,
Bo ona jasną i wielką się stanie,
Bowiem powstała z potężnej osnowy.
Pytasz czy szczęście sława mi zwiększyła,
Która dziś prochy moje tak uczciła.

Pytasz - więc powiem. Dziś nic szczęścia mego
Nie może zwiększyć, ani też zamroczyć.
Tam! tylko dobre czyny życia tego
Mogły mi wieńcem chwały skroń otoczyć,
Tam wszystkie chwile cierpienia mojego
Które nie mogły mego ducha stłoczyć
Poszły - zwieńcząc mię nieśmiertelną chwałą
Bóg dziś stanowi mą szczęśliwość całą!

Pytasz - więc powiem. To dla waszej duszy
Potrzebna ta cześć dla mojej twórczości,
Gdy w serca wniknie, to egoizm skruszy,
Ona zapali w nich ogień miłości
I wielkie myśli w lwich sercach poruszy,
A z nich powstaną wielkiej doniosłości
Sprawy, co Naród otrząsną z złej woli
I poprowadzą go do lepszej doli.

Odpowiedziałem. - A teraz ja ciebie 
Z kolei pytam, co cię to skłoniło,
Żeś mi spoczynek zamieszała w niebie,
Potężną w twojem słowie zaklęć siłą - 
W jakiej że duch twój znalazł się potrzebie,
Co cię do onych zaklęć pobudziło,
Żeś odważyła się drogą tajemną
Wewnętrznej myśli przyjść i mówić ze mną?

Wieszczu? - odpowiem Ci prosto i szczerze,
Idąc przez życie cierpię nieraz wiele,
Ciągle nieść muszę ból serca w ofierze,
Droga w mem życiu cierniami się ściele.
Czasem przeżera swym jadem mą duszę
Żądza czci ludzkiej, żądza wielkiej chwały;
Więc Tobie, Wieszczu, to dziś wyznać musze,
Gdy zobaczyłam, ze prawie kraj cały
Hołdy swe niesie Twym prochom za twory
Ducha Twojego, co mówił rymami,
Ból przerwał wszystkie w mem sercu zapory
I spłynął cicho obfitemi łzami...

Stanęłam wtedy wobec prochu Twego
I wyszeptałam te słowa: Juliuszu
Zrozum wymowę serca zbolałego,
Które Bóg także swą kroplą geniuszu
Raczył obdarzyć - i powiedz czy chwała,
Jaką Ci dzisiaj Ojczyzna złożyła
choć kroplę szczęścia w wiecznością Ci dała?...
Odpowiedź Twoja mię uspokoiła.

Teraz się pytam głębi serca mego,
Stojąc nad Wieszcza wielkiego mogiłą,
Czy taka chwała od kraju całego,
Taka wymowna odruchem i siłą,
taka potężna w oddźwięku na świecie
Całym, szarpiąca sercami ludzkiemi,
Czy ona, pytam - starczyłaby przecie
Mym wymaganiom chwały na tej ziemi?

O, wielkie dziwo! Czuję w głębi ducha,
Że nawet gdybym taką się okryła
Chwałą zna ziemi, to ona jak krucha 
Koncha perłowa, wnet by się rozbiła
Pod grotem cierpień zadanych przez Boga
Sercu mojemu; bo inne zamiary,
Inną widocznie życia mego droga
Jest w Bożej myśli, bowiem wszystkie czary
Szczęścia ziemskiego, Bóg ciągle mi kruszy.
Gromami nieszczęść i wnętrznych ciemności
Rzeźbi swój obraz w głębi mojej duszy;
Gdy słabnę - wspiera mię ogniem twórczości.

Powiedz Juliuszu, czy z Tobą tak było,
Czy Bóg dając Ci czarę do spełnienia
Cierpień na ziemi, ze zdwojoną siłą
Po takich próbach dawał Ci natchnienia?
Powiedz to szczerze, tak jak ja przed Tobą
Wyznałam duszy mojej ułomności,
Czyś zawsze musiał okupić żałobą
Serca, swe twory - które potomności
Miałeś zostawić, jako drogowskazy,
Po których ludzkość miała w górę kroczyć,
Czy ducha Twego serdeczne wyrazy
Zawsze musiałeś krwią cierpienia zbroczyć?

Pytasz o wiele. - Pytasz bardzo śmiało.
To jest mojego serca tajemnica.
To jest ta siła, z której wciąż czerpało
Moje natchnienie słowo, co zachwyca
Dziś całe tłumy! Tak, przez wieczność całą
Wciąż będzie biął ta czysta krynica,
Boją odkryłem potęgą cierpienia,
- Tak! Ona była mym źródłem natchnienia. 
Przestań już mówić - gromy Twego słowa
Wieszczu, w mej duszy błyskawice niecą!
Ogień, co płonie nim Twoja wymowa
Rzuca w me wnętrze iskry, które wzniecą
ogromny pożar wszechludzkiej miłości,
Która swą siłę hartuje w cierpieniu.
Gdy umrę o tem będziemy w wieczności
Dalej rozmawiać w ciągłem zachwyceniu.

A Ten, co dawał nam Ducha twórczego
Miłośnie słuchać będzie naszej mowy
Będzie nas tulił do Serca swojego,
Będzie przemawiał ojcowskiemu słowy,
Będzie zaglębiał nas w swojej Boskości,
Będzie odkrywał światy nieskończone,
Za bóle życia - rozkoszą miłości
Przepełni serca już z Nim zjednoczone!

Warszawa, 26.06.1927 r.